Lech Wałęsa niefajnie wypowiedział się o homoseksualistach, więc mainstream z szoku wyjść nie może i pęka z oburzenia. A ja - zero zdziwień! Ot, (tak to ujmę) wyszło szydło z... Bolka.
Myśleli, że gdy chłopka/chama wprowadzą na salony, nakręcą o nim filmy, nazwą jego imieniem lotnisko, a jego samego - bohaterem narodowym i autorytetem, to się chłopek/cham od tego nazywania w magiczny sposób faktycznie stanie bohaterem, salonowcem, przedstawicielem elity, autorytetem, a być może nawet arystokratą i intelektualistą. Tymczasem chłopek/cham to wciąż chłopek/cham, więc opinie wyraża w sposób właściwy dla chłopka/chama. Zarówno jeśli chodzi o treść (i tu trudno się z nim nie zgodzić, bo ludzie prości mają w takich sprawach zazwyczaj rację), jak i o formę (z czym zgodzić się trudno, bo z tymi tylnymi ławkami i murem przegiął ostro - jak to cham).
Przy okazji po raz kolejny wszystkich wywodzi w pole i robi kuku tym, którzy pokładają w nim nadzieję: jak niegdyś (godząc się na współpracę z bezpieką) zawiódł naród, który gotów był z okrzykiem "Lechu! Lechu!" przelewać krew, pot, łzy i zarywać noce nad powielaczem, tak dziś (iście chamskim ciosem podbijając oczko w głowie establishmentu) zawodzi ów establishment, który z okrzykiem "Lechu! Lechu!" gotów jest (był?) ze wszystkich sił Lecha bronić przed ujawnieniem prawdy o nim.