DziubekWrocław DziubekWrocław
485
BLOG

Wielkie puszczanie wiatrów do kariery pomocą

DziubekWrocław DziubekWrocław Rozmaitości Obserwuj notkę 6

Motto: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” [J 18, 23]

Miesiąc mija, odkąd w naszym wspaniałym i popierniczonym zarazem kraju odbył się XVII Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (11 stycznia 2009 r.). Tym razem fundacja Jurka Owsiaka zbierała datki na sprzęt medyczny, potrzebny do wczesnego wykrywania nowotworów u dzieci. Zgromadzono 32.679.785 zł – pobito kolejny rekord.

Niezmiernie rzadko i niesystematycznie, czy wręcz przypadkowo, kupuję tygodnik „Wprost” (w którymś z przyszłych wpisów wyjaśnię zapewne, dlaczego tak). W nr. 4. [25 stycznia 2009], który akurat mam, red. nacz. Stanisław Janecki kreśli w swoim felietonie wstępnym (s. 5) charakterystykę polityka idealnego (no dobra, żartowałem – niestety pisze o ułomnym stanie faktycznym…). W tekście odnosi się m.in. do pewnego mechanizmu, opisanego w „Karierze Nikodema Dyzmy” T. Dołęga-Mostowicza: wspomina sposób działania niejakiego Leona Kunickiego (właśc. Kunika), który, wziąwszy głównego bohatera powieści za wybitną personę, rozmaitymi metodami (najczęściej łechtaniem ego, posadkami i pensyjkami) próbuje mu się przypodobać i za jego pomocą osiągnąć swoje cele. Jednakże nie sama fabuła „Kariery Nikodema Dyzmy” czy felieton redaktora naczelnego „Wprost” jest tu istotą, tylko właśnie schemat postępowania Kunickiego. Red. St. Janecki po prostu (i wprost ;]) bardzo celnie podsumowuje tę długowieczną (niestety), obowiązującą do dzisiaj (tym bardziej: niestety) receptę na pięcie się ku tym czy owym fotelom i stołkom: „[…] Trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu w stosownym czasie, przykleić się do kogoś, kto już się przejrzał w lustrze i dostrzegł swój geniusz, a potem jechać naprzód, nawet bez trzymanki […]”.

Znany jest również inny (choć bardzo analogiczny!) scenariusz robienia kariery; o wiele podlejszy, przy którym chwycenie się czyjegoś ogona i jazda siłą jego rozpędu to małe piwo! Za osobowy symbol tegoż scenariusza uważa się pewnego helleńskiego szewca-terrorystę, żyjącego w IV w. p.n.e., którego imię – Herostrates – stało się nieśmiertelne dzięki puszczeniu z dymem w 356 r. p.n.e. świątyni Artemidy w Efezie, będącej jednym z siedmiu starożytnych cudów świata. Tenże sposób zabłyśnięcia można by, parafrazując red. St. Janeckiego, następująco zdefiniować: Trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu w stosownym czasie, przykleić się do kogoś, kto już coś pożytecznego i dobrego osiągnął, a potem jechać… po nim i najeżdżać na niego, i wypisywać lub wygadywać najbardziej piramidalne brednie o nim, albo chociaż rzucać podejrzenia, i nieważne, że nijak nie da się ich udowodnić [vide: motto]; metaforycznie: puszczać bąki w jego kierunku, bo chociaż potowarzyszy mu przez jakiś czas smród. Ergo: zasłynąć jako niszczyciel (bądź jako kąsający) czegoś lub kogoś naprawdę spoko – i więcej niż spoko.

Dla przykładu: tyleż głośne, ile cuchnące wiatry wypuścił osławiony dziennikarz i reżyser – Grzegorz Braun – w kierunku sławnego wrocławskiego historyka jęz. polskiego i krzewiciela kultury języka – prof. dr. hab. Jana Miodka – oskarżając go o współpracę z komunistyczną bezpieką. Udowodnić – nie uwodnił. Najpierw w mediach gadał jak przedszkolak na zasadzie: a ja coś wiem, ale skąd, to już nie powiem [że niby nie może] – potem też jakoś pokrętnie tłumaczył się w sądzie. Z najazdu na Profesora Miodka, Bogiem a prawdą, nic nie wyszło, ale fetor skutecznie i nieodwracalnie struł niektóre umysły, zaś Brauna pokazano w różnych stacjach telewizyjnych, a jego zdjęcia zamieszczono masowo w prasie i w Internecie. Zasłynął, prawda. Tyle że nie tak, jakby tego pragnął – jako „lustrator Miodka” – natomiast teraz biédak ma niemałe problemy. Herostrates także miał, gdy go złapano…

Z kolei chóralne pyrkanie do Owsiaka (co stanowi, jak się pewnie domyślasz, Szanowna Czytelniczko / Szanowny Czytelniku, clou mojego wpisu) rozpoczął minister Grzegorz Schetyna. Cyt. za wspomnianym wcześniej 4. nr-em „Wprost” [25 stycznia 2009, s. 30]: „Ministerstwo będzie pilnowało przekazywania szpitalom i przychodniom pieniędzy zebranych w czasie XVII Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, by zagwarantować rozdysponowanie ich zgodnie z prawem – zapowiedział wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna. Jerzy Owsiak określił tę wypowiedź jako karygodną”.

I oczywiście, że nie chodzi tu o sam fakt kontrolowania. Prewencyjnie uprzedzam, że nie uważam Jurka Owsiaka za cesarzową, która z założenia jest poza wszelkimi podejrzeniami i ponad prawem. Karygodne – posługując się określeniem Prezesa Zarządu Fundacji WOŚP – jest takie pompatyczne wyszczekiwanie: „Ministerstwo będzie kontrolowało…”. To niech sobie kontroluje, ale czy musi o tym trąbić wszem i wobec?! Szumne zapowiedzi kontroli kogoś lub czegoś są właśnie takim nasmrodzeniem wokół tego kogoś lub czegoś; z doświadczeń przeciętnego Polaka wynika bowiem, że skoro pojawia się zapowiedź sprawdzenia, znaczy, iż „coś jest na rzeczy, kroi się grubsza afera”. A jeszcze w dodatku to całe uzasadnienie: „by zagwarantować rozdysponowanie zgodnie z prawem”. Czyli co – przez poprzednie 16 lat Jurek Owsiak łamał prawo, panie Schetyna? Ale – dziękować Bogu – pan to wszystko teraz ukróci?! Nigdy nie było z Owsiakiem ani z jego fundacją żadnych, najmniejszych nawet aferek! (Znów odsyłam do motta: jeżeli już, to najpierw udowodnij, a potem ew. bij, tudzież pierdź – i tylko w takiej kolejności!). Jestem tylko ciekaw, panie ministrze Schetyna, czy po tej kontroli zdobędzie się pan na odwagę cywilną i równie doniośle opowie wszystkim: „Skontrolowaliśmy. Fundacja Jurka Owsiaka działa zgodnie z prawem, nie ma tam żadnych przekrętów”? No dobra, znowu żartowałem. Stawiam prawdziwe pieniądze przeciwko czapce śliwek, że nic pan nie wykryje, a wtedy nie będzie według pana o czym gadać. Wszak żadna to sława dla pana, słupki poparcia w sondażach panu nie urosną, gdyż nie będzie pan „pogromcą Owsiaka”.

Nie mogę się powstrzymać od dygresji. Wiesz, Szanowna Czytelniczko / Szanowny Czytelniku, kto po buńczucznej zapowiedzi Schetyny wziął Owsiaka w obronę? Odsiecz nadciągnęła z najmniej spodziewanej strony. Kto zwołał wtedy konferencję medialną???…
PiS.
Tak, naprawdę PiS. Oglądałem ten cyrk na żywo w TVP Info.
Funkcjonuje powiedzenie: „Polityka to bagno”. Dla opisania zachowania PiS-owców dodałbym: i Mount Everest hipokryzji! Albo też, cytując wyjątek z „Autoportretu Witkacego”, utworu autorstwa jednego z mych ulubionych poetów – Jacka Kaczmarskiego: „w krysztale pomyje”.
Jurek Owsiak, niegdyś diabeł wcielony, któremu za rządów partii braci Kaczyńskich wespół z LPR-em i Samoobroną ucinało się czas w TVP na relacje z Finałów WOŚP i wywaliło jego autorską „Kręciołę”, ten, którym straszyło się polskie matki w Radiu Maryja – nagle staje się kumplem! I do tego jaka familiarność: już nie jest dla PiS-u „panem Jerzym Owsiakiem”, tylko Jurkiem Owsiakiem! No, dalibóg! – skąd u PiS-owców, których pryncypały nie wychowywały się przecież na podwórkach, taki luz???!
No chyba że – jak głosi stara maksyma – „Inimicus inimici mei amicus meus est” („Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”)? Lecz wtedy aż się prosi, aby uzupełnić: i choćby wcześniej, nieprzerwanie, był dla mnie tym wcielonym diabłem! Tu jednak słupki mogą urosnąć (w końcu Owsiak cieszy się ogromnym zaufaniem i sympatią wśród Polaków, ostatnio w jakimś plebiscycie na najbardziej lubianego rodaka zajął I miejsce, wyprzedzając m.in. przyjaciela papieża Jana Pawła II – ks. Stanisława kardynała Dziwisza – i laureata Oscara, reżysera Andrzeja Wajdę).

Oto więc mamy trzeci sposób robienia zawrotnej kariery: wykorzystanie błędu przeciwnika. Nie budowanie na własnej inwencji i pracy, tylko na potknięciu innego. Widać – i tak można.
Ale, jak pisałem, to jedynie wtręt. Jedziemy dalej…

W chórze pierdzących Herostratesów znalazły się gazety (prócz ryczących czerwono-czarno-żółtymi czcionkami tabloidów niziutko, że aż zahaczała brzuszkiem o ziemię, pofrunęła wtedy „Rzeczpospolita” i kilka dzienników lokalnych), donoszące, jakoby artyści występujący w czasie XVII Finału WOŚP grali za pieniądze, oraz pojawiły się próby wymieniania tychże.
Tu sprawę tak pokomplikowano i namieszano w niej, że – jak mawiała nauczycielka biologii z podstawówki, oddając niektóre kartkówki w mojej klasie – „Ręce, nogi i biust opadają”.
Po pierwsze: takie przypadki owszem zdarzały się, ale zespoły, które wzięły mamonę jak za zwyczajowy występ, decyzją Jurka Owsiaka więcej dla WOŚP nie zagrają (vide: „Gramy za darmo!!!” i komentarz z wymienianego wcześniej 4. nr-u „Wprost”, s. 132: „– Muzycy nie pamiętają chyba, że orkiestra zaczęła od apelu Owsiaka do muzyków, by bezpłatnymi koncertami wsparli szpitale. Jak mogli więc brać za to pieniądze? To tak, jakby aktorzy zbierający datki do puszek 1 listopada zażądali za to honorariów – mówi „Wprost” Hołdys. Sprawa nie stanowi problemu tylko dla Jurka Owsiaka. Bezceremonialnie wyrzuca on z orkiestry wszystkich, o których dowie się, że wzięli kasę”).

Po drugie (to już nie nowinka prasowa, tylko zasłyszana, jednak tak kuriozalna, że czuję się w obowiązku i ją sprostować): muzykom tym płacono z budżetów miast bądź województw (to władze lokalne są organizatorami poszczególnych koncertów!), a nie z kasy Fundacji WOŚP (aż się nóż w kieszeni otwiera na myśl, że inteligentni niby ludzi mogą w takie bzdury wierzyć, a, co gorsza, rozpowiadać o nich innym! – zero własnego, krytycznego myślenia, tylko na zasadzie: „Bo w telewizji powiedzieli, a w gazecie napisali”; choć tu raczej zachodzi kolorowanie własnych plotek)! Na najprostszą logikę: ileż Fundacja WOŚP musiałaby dopłacać, skoro koncerty odbywały się nawet w najmniejszych miasteczkach?! Na najprostszą logikę: czy Owsiak najpierw by im płacił, a później by ich wywalał?! Na wiedzę: pisałem kiedyś pracę z kultury języka, w której analizowałem język J. Owsiaka; do pracy tej dość gruntownie się przygotowałem, prócz archiwalnych wywiadów z inicjatorem WOŚP, przestudiowałem m.in. statut Fundacji WOŚP (co każdemu polecam!) – a tam jak byk stoi, że przeznaczanie pieniędzy otrzymanych od darczyńców do celów innych niż zadeklarowane w programie Finału jest zabronione! Jeżeli ktoś wątpi, że za złamanie regulaminu własnej fundacji, która ma status organizacji pożytku publicznego i można na jej cele przeznaczać swój podatek (a zatem siłą rzeczy jest pod stałą kontrolą skarbówki), przynajmniej prezydium siedziałoby dawno w mamrze – to równie dobrze może wymagać, żebym mu udowodnił, iż nie jestem Latającym Potworem Spaghetti.

Po trzecie: we wspomnianych dziennikach wysmarowano, że forsę brały m.in. zespoły takie, jak: Arka Noego, Carpe Diem Szymona Wydry czy Bracia (i znowu jedna pani drugiej pani powtarza, śliniąc się z podniety, wedle reguły: „Bo w telewizji powiedzieli, a w gazecie napisali” – jakby to było objawienie!). Co jest oczywiście kardynalnym kłamstwem. Proszę, tu dowody – sprostowania od samych zainteresowanych, opublikowane na oficjalnej stronie Fundacji WOŚP: Jeszcze o artystach - oświadczenie Arki Noego” oraz „Oświadczenia zespołów - BRACIA oraz SZYMON WYDRA & CARPE DIEM”.

Po czwarte: naprawdę fajnie zachował się Apostoł Polskiego RockaZbigniew Hołdys – należycie nazywając tych artystów – którzy postanowili sobie zarobić na akcji Jurka Owsiaka – „zdemoralizowanymi chu…mi, niewartymi podania ręki”. Naprawdę fajnie, ponieważ „łobuziaki” to zaiste byłoby za słabe i nieadekwatne określenie.

Po piąte: gwoli zupełnej jasności – podsumowujący komentarz Prezesa Zarządu Fundacji WOŚP w tej kwestii – „Jeszcze w sprawie grania na Finale”.

Okazuje się więc, że „herostratyzm” może dotyczyć także innych dziedzin poza polityką i robienie kariery tą metodą nie jest obce także dziennikarzom, chociaż tych, przez wzgląd na innych, uczciwych żurnalistów, nazwałbym raczej pismakami. Albo wprost: łgarzami. To smutne, że właśnie oni – CI ŁGARZE-DZIENNIKARZE (z „Rzeczpospolitej” i in.) – tak beztrosko wyklepują podobne bzdety. Skutkiem tego, niestety, zarażają wypuszczonym przez siebie syfem umysły wielu czytelników. Odpowiedzialności za słowo – oto, czego u nas brakuje. Odpowiedzialności za słowo, którą co rusz myli się z wolnością słowa – a tę z kolei nader często próbuje się szarpać.

I na koniec dwa przykłady postępowania à la tzw. pożyteczny idiota. Czyli w tym konkretnym przypadku takich ludzi, którzy złapali wypuszczone wcześniej wiatry do słoików (cuchnące wiatry, często sprzed kilku i kilkunastu lat), szczelnie je zamknęli – po to, aby uwolnić w innym miejscu i dzięki temu zwiększyć spektrum działania jadu.

Pan Janusz Korwin-Mikke, specjalista od teoryj z palca (i jemu tylko wiadomo, skąd jeszcze…) wyssanych, tak oto napisał 11 stycznia 2009 r. na swoim blogu w tekście pt. „Dlaczego nie znoszę p.Jerzego Owsiaka?”: „[…] nienawidzę ideologii, jaką On [Owsiak – przyp. DziubekWrocław] reprezentuje. «Vis pacem – para bellum». I odwrotnie zatem: kto szykuje ludzi do pokoju, przygotowuje wojnę. Delikatne obchodzenie się z obwiesiami, wszechobecna tolerancja – musi skończyć się rzezią. Stąd moja pryncypialna wrogość do p.Owsiaka i Jego «Róbta co chceta»”.

Niby taki z niego wielki i nieomylny logik, a zapomina o właściwości, którą poznają już uczniowie klas pierwszych LO: nie wszystkie implikacje (nie wszystkie i co najmniej połowa) podlegają odwróceniu (przykład: jeżeli x jest liczbą wymierną, to x2 jest liczbą nieujemną – i niechże Pan, Panie Korwin-Mikke, spróbuje to sobie odwrócić, a z przyjemnością podam Panu multum przykładów obalających prawdziwość implikacji: jeżeli x2jest liczbą nieujemną, to xjest liczbą wymierną)! Takoż fałszywa jest i pańska implikacja, wywnioskowana z odwrócenia cytowanej sentencji starorzymskiej: „Chcesz pokoju – szykuj się do wojny” – wg Pana: „Chcesz wojny – szykuj się do pokoju”. (Generalnie w przypadku takowych implikacji, będących nawet latyńskimi aforyzmami, bardzo byłbym ostrożny; pamiętajmy, że wymyślili je przecież ludzie – i to tylko w tej jednej formie!).

Bo – à propos pańskiego uzasadnienia – z jakimi obwiesiami? Z wolontariuszami WOŚP, którzy dzielnie truchtają na mrozie ze skarbonkami od bladego świtu, często do późnego wieczora (do 20:00, nawet niekiedy do 22:00)? Czy też raczej z woodstockowiczami, którzy, po wielogodzinnej jeździe wypchanym do granic (nie)możliwości pociągiem, mają jeszcze siłę, aby pogować pod sceną w upale, i zdrowie, aby oddawać honorowo krew? Naprawdę – zastanów się Pan czasem, co raczysz wypisywać!

I dygresyjka: czy o Janie Pawle II, tym głosicielu tolerancji i żarliwym mówcy w obronie najsłabszych (i pewnie też tych zagubionych w życiu, co do których nauczał, że też mają swoją godność, a których Pan nazywa „obwiesiami”), o tym wielkim orędowniku „szykowania się do pokoju” napisałby Pan coś podobnego? Przecież Papież nie apelował: „Zbrójcie się, w ten sposób unikniecie wojny”. Powtarzał natomiast rzeczy zgoła odwrotne odnośnie do tego, jak osiągnąć pokój. Ale myślę sobie, że szkoda dalej roztrząsać ten przykład, gdyż jeszcze gotów byłby Pan odpowiedzieć: W przeciwieństwie do Jana Pawła II ja jestem katolikiem – to by było iście w pańskim stylu.

Dlatego idę dalej: „Róbta, co chceta” – powód bodajże największych pretensji do Jurka Owsiaka.

„Są ludzie, którzy dorabiają do wszystkiego zbędną ideologię. Rzeczywiście spotka­łem się z takimi odczytaniami naszego hasła. Róbta, co chceta to po prostu zabawa, tytuł pro­gramu, muzyka…” – wyjaśniał Owsiak w rozmowie z dr. hab. Bartłomiejem Dobroczyńskim, adiunktem w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego [cyt. za: Bartłomiej Dobroczyński, Jerzy Owsiak: Orkiestra Klubu Pomocnych Serc, czyli monolog-wodospad Jurka Owsiaka. Kraków, Instytut Wydawniczy ZNAK, 1999].

Tytuł programu, Panie Januszu Korwin-Mikke, nic ponadto! „Róbta, co chceta, czyli rockandrollowa jazda bez trzymanki” – tak po prostu nazywał się program Jurka Owsiaka. Reszta to – ni mniej, ni więcej – dorabiana przez różnych pożytecznych idiotów zbędna ideologia, intryganctwo i sianie wiatru!

Następnie JKM pisze: A poza tym ten Woodstock... To pakowanie młodych ludzi w g***o; tłumaczenie, że tytłanie się w błocku to wspaniała rzecz, bo jest to „łamanie konwencji”. To z „dzieci Woodstock” wyrośli nie tylko ci kretyni i szubrawcy bankierzy, którzy gdzieś przeputali i rozkradli bilion dolarów; ale i ci sędziowie, na złość wielkim kapitalistycznym korporacjom orzekający $300.000 „odszkodowania” dla kobiety, która sparzyła się gorącą kawą (od McDonalds), miliardy dla „nieświadomych zagrożenia” palaczy (od koncernów tytoniowych); a nawet pieniądze dla włamywacza, który poślizgnął się na niezabezpieczonym szklanym dachu okradanej szkoły; uwalniający morderców i żądający zniesienia karu śmierci. To te sk***syny z błocka Woodstock – obecnie niszczący Amerykę z wysokości stanowisk, które objęli.

Żal.pl, Panie Korwin-Mikke – tam Pan idź z takim wydziwianiem! Jeszcze powinien Pan dopisać do tej wyliczanki huragany, które spustoszyły Nowy Orlean, i zamachy Al-Kaidy. Tiaaa, za wszystkim stoją „dzieci Woodstock” (dawniej Żydzi, masoni i jezuici, czasem też cykliści, teraz woodstockowicze; nota bene: festiwal Woodstock z 1969 r. a Przystanki Woodstock organizowane przez Fundację WOŚP, to, mimo wszystko, zupełnie inne bajki…) – swoją drogą, przypominam, że to także, a choćby i tylko metrykalnie, pańskie pokolenie.

Whatever… Wielką jest też ciekawostką związek pomiędzy kąpielami błotnymi a tymi wszystkimi wymienionymi przez Pana sprawami. Ale wie Pan, co? To mnie akurat nie dziwi. Takie rzeczy tylko u JKM! Tylko on potrafi na przykład dostrzec zależność światopoglądów kobiet od mężczyzn, z którymi uprawiają seks: Wiadomo, że kobieta przesiąka poglądami człowieka, z którym sypia. Ostatecznie (Natura czy Bóg - nie będziemy się spierać) nie po to tak skonstruował mężczyzn, by setki tysięcy plemników się marnowały; wnikają one w ciało kobiety i przerabiają ją na obraz i podobieństwo mężczyzny, do którego ona należy. [www.korwin-mikke.blog.onet.pl - wpis z 23 sierpnia 2007 r.]

Tyle o wypocinach Pana Janusza Korwin-Mikkego. Mógłbym przeanalizować cały jego tekst, akapit po akapicie, lecz chyba wystarczy. I tak poświęciłem mu już tutaj sporo miejsca (no chyba że jednak zechcecie, Szanowne Czytelniczki / Szanowni Czytelnicy, lecz to w innym wpisie).

Drugi przykład łapiącego wiatry do słoika. Artykulik „Za co nie lubię Jerzego Owsiaka”, właśc. to przepisana notka z bloga (Salon24), którego autorem jest niejaki tad9. Jednakże ja go nie będę omawiał. To będzie małe zadanko dla Was, Szanowne Czytelniczki / Szanowni Czytelnicy ;) – jeśli chcecie, sami możecie się z tym pobawić; na zasadzie gier, w których trzeba znaleźć ileś-tam szczegółów. Jeżeli macie ochotę, piszcie do mnie, biorąc cały czas pod uwagę motto tego wpisu, ile znaleźliście stwierdzeń, które są powtórzeniem starych kłamliwych plotek, ile z nich to śmieszne opinie autora (pokroju „Nie lubię zupy ogórkowej, więc jest obrzydliwa”), ile w tekście jest rzuconych bezpodstawnie podejrzeń, ile jakichś dziwacznych własnych fobii etc.

Artykuły z gadzinówki o. T. Rydzyka – „Naszego Dziennika” – celowo w tym wpisie pominąłem. Uważam, ze nie ma sensu czyścić szamba, do którego permanentnie dolewane są nowe ścieki. Zamiast więc dalszych analiz – poniższa informacja, dowodząca, że każdy Herostrates zostaje prędzej czy później schwytany (choć, jak się okazuje, ten jeszcze próbuje się szarpać…): „Przeprosiny z Lux Veritatis”.

 

EPILOG

W 1993 r. wyruszyła w drogę przez wioski, wsie, miasteczka i miasta Polski wesoła, pomalowana na radosne kolory, karawana. Szczodrzy ludzie wrzucają do skarbonek karawany datki, w zamian dostając symboliczną naklejkę – czerwone serduszko, logo karawany. Wokół karawany tętni pełen pozytywnej energii tłum. Wygląda to mniej-więcej tak, jak na okładce płyty Beatlesów „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” z 1967 r. – pozornie chaotycznie. Karawana wiezie, kupiony za datki od szczodrych ludzi, najnowocześniejszy sprzęt medyczny, którym wyposaża polskie szpitale pediatryczne; wiezie program po­wszechnych przesiewowych badań słuchu u noworodków, dzięki którym u 99,5% (daje to Polsce pierwsze miejsce na świecie w tej dziedzinie) polskich dzieci zaraz po urodzeniu dia­gnozuje się stan słuchu, co pozwala na natychmiastowe podjęcie leczenia w razie scho­rzeń; wiezie też sporo innych tym podobnych cennych towarów. A corocznie w lecie, od 1995 r., przywozi Przystanek Woodstock z jego hasłami: „Miłość – Przyjaźń – Muzyka” oraz „Stop przemocy, stop narkotykom”. Największy, darmowy tego typu festiwal w Europie (i nie finansowany akurat z tych styczniowych z datków szczodrych ludzi!), który dla części młodzieży polskiej jest jedyną alternatywą spędzenia wakacji. [O Przystanku Woodstock też napiszę w swoim czasie, obiecuję]

Ale niestety do karawany dobiegają od czasu do czasu małe pieski Herostrateski, które usiłują ją obszczekać i opierdzieć.
Karawana jedzie jednak, mimo prób piesków Herostratesków, już 17 lat!
I Ty, Jurku, prowadź tę swą wspaniałą karawanę – nie zważając na szczekające pieski – dalej! I dalej. I dalej…

Przywieź, Jurku, Ty najmłodszy 55-latku świata, małym pacjentom z wrocławskiej Kliniki Onkologii i Hematologii Dziecięcej przy ul. O. Bujwida – i z innych dziecięcych oddziałów onkologicznych w całym naszym wspaniałym i popierniczonym zarazem kraju – zapomnienie o bólu. Niech, dzięki zakupionemu przez Twoją fundację sprzętowi, zapomną o nim raz na zawsze. Tak jak chore dzieci z Wrocławia miały okazję do przynajmniej chwilowego zapomnienia, kiedy przed oknami kliniki przy ul. O. Bujwida leciało 11 stycznia różnokolorowe Światełko do Nieba.

Dziękuję bardzo za uwagę. Zapraszam do komentowania :)

chrześcijanin † rzymski katolik wolnościowiec, liberał klasyczny (nie lewicowy), libertarianin (prawe skrzydło), minarchista, zafascynowany konserwatyzmem wolnościowym za sprawą Nicolása Gómeza Dávili wyznawca zasady (której oczywiście nie da się określić na poziomie definicji, lecz na konkretnych przykładach - jak najbardziej), że wolność danej osoby kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innej - i to powinno być jedyne ograniczenie wolności patriota, antykomunista, antynazista, antysocjalista, antyfaszysta     Publikuję również na: www.radiownet.pl/republikanie/dziubkito       „[…] jeśli człowiek nie ma się na baczności, ludzie zmuszą go do robienia tego, czego chcą, albo – jeśli jest uparty – do robienia czegoś wręcz odwrotnego, po prostu im na złość” [Ken Kesey (1935––2001): „Lot nad kukułczym gniazdem” (1962 r.)]   „Pozwólmy ludziom być szczęśliwymi według ich własnego uznania” [Bolesław Prus (1847––1912)]   „Jeżeli jednostka obrabuje inną jednostkę, nazywa się to «rabunkiem». Jeśli czyni to grupa – «sprawiedliwością społeczną»” „Ten, kto domaga się równości, kończy, żądając, aby karać utalentowanych” [Nicolás Gómez Dávila (1913––1994)]   „Socjalizm to nowa forma niewolnictwa” [Alexis de Tocqueville (1805––1859)]   „Nie może być kompromisu między wolnością a nadzorem ze strony rządu. Zgoda choćby na niewielki nadzór jest rezygnacją z zasady niezbywalnych praw jednostki i podstawieniem na jej miejsce zasady nieograniczonej, arbitralnej władzy rządu. Nie może być kompromisu w dziedzinie zasad podstawowych ani spraw fundamentalnych. Cóż moglibyście uznać za kompromis między życiem a śmiercią?” [Ayn Rand (1905––1982)]   „My, którzy umiemy mówić, musimy być głosem dla tych, którzy mówić nie potrafią” [Sługa Boży ks. abp Óscar Arnulfo Romero y Galdámez (1917––1980)]     Popieram i polecam:  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości