Niedawno podczas rozmowy telefonicznej zastanawialiśmy się z kumplem, dlaczego po powrotach z kolejnych Woodstocków nasze podejście do ludzi ulega zmianie: stajemy się znowu mniej ufni, ostrożniejsi, ubywa nam wyrozumiałości, dorównujemy do ogółu, przyjmując często jego agresywne zachowanie.
W części pierwszej opisałem relację z XV Przystanku Woodstock i mimo że ni w ząb tam było polityki, słowa o aborcji itp., tekst wywołał natychmiastowe ujadania trolli z Salonu24.pl, zajadłych wrogów Jurka Owsiaka i jego inicjatyw.
Na agresję słowną, chamstwo i wulgarność ze strony komentatorów mojego tekstu-relacji z ostatniego Woodstocku - odpowiedziałem z początku ostro, wychodząc z założenia, że z dresiarzami nie rozmawia się spokojnie, tylko raczej w ich stylu. I był to mój błąd, dałem niestety potwierdzenie starej prawdzie: "Nie gadaj z chamem jego językiem, bo najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, a potem przegoni doświadczeniem". Zamiast postępować jak inny salonowy bloger, Gniewomir Świechowski (który także pisał o swoim pobycie na PW i również spotkał się z chamstwem i buractwem) i naigrywać się z sapiących od agresji co poniektórych komentatorów - wdałem się z nimi w słowne utarczki. Opuściło mnie chwilowo fenomenalne samopoczucie i nastawienie, przywiezione z Woodstocku. Przyszła za to adekwatna, choć nienajlepsza, reakcja na akcję ze strony chamów. Z pomocą przyszedł mi bloger Consolamentum - wykazując, że taka metoda tylko nakręca kwaśną atmosferę - oraz czas. Dzięki temu, że ostatnio, używając wakacji, byłem z dala od salonowego zgiełku i korzystałem z Internetu z doskoku, mogę teraz spojrzeć na wszystko chłodno i z dystansu.
I tu poniekąd dochodzimy do odpowiedzi, dlaczego na Woodstocku ludzie są wobec siebie otwarci, pobłażliwi, natomiast, gdy wracają do codziennej rzeczywistości, zakładają pancerze sceptycyzmu.
Na Przystanku Woodstock incydentalnie rzadko kiedy występują przejawy wrogości i złych intencji. Chodząc pośród woodstockowego tłumu, co rusz się kogoś potrąci, otrze niechcąco o czyjś ramię. Ale zaraz następują wzajemne uśmiechy i przepraszające gesty. Jak napisał Gniewko: «Tak naprawdę najpiękniejsze jest to, że ludzi o różnych pogladach w ilości (ponoć) 420 tys. zbierają się w jednym miejscu pociągając piwko i w przeciwieństwie do "obrońców moralności" nawet nawaleni (mniejszość) sa w stanie bawić się bez przemocy. Przez 4 dni nie widziałem żadnych jej przejawów, nawet słownych». Ja też nie widziałem. Nigdy. A był to piąty PW, w którym brałem udział. Natomiast jeśli idąc ulicą w mojej dzielnicy, zetknąłby się z kimś ramieniem, miałbym poważne obawy, że zaraz zostanę zaatakowany i dojdzie do scysji. Tak właśnie to wygląda, na wszystkich płaszczyznach. Po Woodstocku po prostu dostosowujemy się do rzeczywistości, w której musimy żyć. Przystanków Woodstock nie tworzy całe społeczeństwo (i nie jest to, z kilku powodów, festiwal dla każdego). Ale ci, którzy tam przyjeżdżają, przybywają z konkretnym nastawieniem, gdyż wiedzą, że zostanie ono odwzajemnione.
W poprzedniej części - Byłem na Woodstocku... - napisałem, że ustosunkuję się do zarzutów, stawianych PW, oraz odniosę się do plotek i kłamstw, rozsiewanych przez "życzliwych" i "ludzi dobrej woli"...
Oczywiście robię to już TRWAJĄC w rock'n'rollu jak należy, bez negatywnych emocji, na sucho, nie korzystając z argumentów ad personam itp. Niemniej jednak kłamstwo, nadużycia etc. nazywam po imieniu, mocno i bez eufemizmów, nie bawiąc się w Ryszarda Kalisza oraz resztę zgrai polytyków, którzy mówią często o "mijaniu się z prawdą".
Notek antywoodstockowych w Salonie24.pl było kilka (oczywiście 99,9% - jeśli nie wszystkie - wyszły spod klawiatury tych, którzy na Woodstocku nie byli nigdy, a opinię o festiwalu czerpią z TV TRWAM i podobnych mediów). Ale najbardziej uderzające okazały się wg mnie wypociny jana.nowaka1, w których wciska ludziom brednie, że liczba uczestników Przystanku Woodstock jest kilkudziesięciokrotnie zawyżona. Oczywiście nie ma dla mnie większego znaczenia, czy na 15. edycji Woodstocku było ponad czterysta tysięcy uczestników, czy liczba ta sięgała pół miliona. Mój sprzeciw budzi sam fakt łgarstw, sugerujących ogólne oszustwo, i sposób, w jaki jan.nowak1 rzekomo je demaskuje. Pachnie on groteskę na kilometr. Łgarstwa owe obnażam w tekście: WIELKI MISTYFIKATOR JAN.NOWAK1.
Nie przypuszczałem też, że po mojej relacji powstanie kontrnotka. Tę poświęcił mi - w dużej mierze personalnie - Jan Kalemba. który najwyraźniej wyszedł z założenia, że na fakty nie ma co patrzeć, a jeśli są nieodpowiednie, to tym gorzej dla faktów. Nałgał więc jak najęty. Na jego kłamstwa odpowiadam w tekście: "PRZYZWOITOŚĆ" JANA KALEMBY.
A na XVI Przystanek Woodstock (o ile żadne życiowe trudności nie staną mi na drodze jak w latach 2007 i 2008) także pojadę. I znów wrócę pod wpływem atmosfery tamtego miejsca, którego żaden troll z przekrwionymi od nienawiści oczkami już nie zdoła mi odebrać... Zwłaszcza ci, którzy (jak pewien "moherowy wojownik"), przekroczywszy wszelakie granice chamstwa i internetowego dresiarstwa, kończą jako 404 ("Lepszy Rydz niż nic")... ;)